Jeśli dotąd nie znaliście żadnej Węgierki to możecie od dzisiaj mówić że znacie. Mnie :-) No dobra, ćwierć Węgierkę. Słów po węgiersku pewnie znam tyle co przeciętny turysta, ale lubię leczo, ostre potrawy i wyżły węgierskie. Wystarczy? ;-)
Skąd to ćwierć? Z Taty, a właściwie Babci, która była Węgierką. Tata urodził się w Budapeszcie, był tłumaczem języka węgierskiego. Pracował z ambasadzie polskiej na Węgrzech, potem jakieś wyjazdy na tzw. "placówki". I stąd jako dziecko często na Węgry jeździłam.
Szczerze mówiąc nigdy jakoś tej krwi węgierskiej płynącej we mnie nie poczułam. Wręcz pogniewałyśmy się z Mamą na Węgry parę lat temu, gdy przyszło nam tam załatwiać jakieś urzędowe sprawy z kiepskim rezultatem. I nagle wszystko się zmieniło po ostatnim wyjeździe...
Mamę już dawno ciągnęło i wierciła nam dziurę w brzuchu, żebyśmy z Nią pojechali. No dobra, podjęliśmy decyzję. Jakoś tak wyszło, że chciałam pojechać samochodem. Po pierwsze lubię jeździć i już sama wyprawa jest początkiem wakacyjnej przygody. Po drugie, Mama z przyczyn zdrowotnych musiała polecieć samolotem i trzeba było zabrać bagaż. (tanie linie - wiadomo).
Najpierw wybraliśmy termin, potem dzień po dniu sprawdzałam ceny biletów Wizzaira i udało się trafić na promocję. Ze spraw organizacyjnych został tylko wybór hotelu - tak przynajmniej mi się wydawało.
Kto choć raz próbował znaleźć hotel gdziekolwiek aby spełniał liczne kryteria wie, że sprawa prosta nie jest. A oczekiwania były mniej więcej takie: dobra lokalizacja komunikacyjna, śniadania, klimatyzacja, dobre opinie, czysto, a last not least parking strzeżony. No i oczywiście cena, która by nie zabiła nas wysokością. Okazało się, że dwie ostatnie rzeczy były najtrudniejsze. Większość hoteli w dobrych punktach komunikacyjnych nie ma parkingów, a jak już mają to w cenie niemal równej z ceną pokoju za dzień. I wreszcie udało się !! Wybraliśmy hotel, który co prawda najmniej spełniał oczekiwania finansowe ale mieścił się w widełkach, które sobie ustaliliśmy. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę, ale o tym później.
Kolejnym punktem było ustalanie trasy. Poczytaliśmy trochę w internetach kto co poleca i stwierdziliśmy, że lepiej trochę zapłacić za winietki ale jechać w 90% autostradami i drogami szybkiego ruchu, niż zadupiami. Oczywiście, ze jazda zadupiami może być fajna i bardzo krajoznawcza, ale nie wtedy gdy ma się przed sobą około 10 godzin jazdy. Tak też podpowiadało nam google maps. Trasa najdłuższa ale najszybsza. Zostało jeszcze kupno winietek.
Należę do osób wygodnych. Dlatego wolę mieć wszystko załatwione wcześniej i nie martwić się, że trzeba gdzieś kupić winietki, zwłaszcza że trasa pokonywana pierwszy raz. Poza tym opłaty były nam potrzebne na Czechy, Słowację i Węgry. Teraz już wiem, że bez problemu winietki można dostać na stacjach benzynowych albo punktach zlokalizowanych przy "granicach", ale jadąc drugi raz tą samą trasą chyba też załatwiłabym sobie je wcześniej za dopłatą. W każdym razie znów internety podpowiedziały, że można kupić na stronie PZMOT a właściwie PZM Travel. Czytając sobie na tych stronach o przepisach krajów przez które będziemy jechać trafiłam na ciekawy punkt. Mianowicie okazało się, że jeśli jadę nie swoim samochodem muszę mieć upoważnienie od właściciela a na Węgrzech dodatkowo w języku węgierskim. Jechaliśmy samochodem Mamy. No pięknie. Pan w ubezpieczeniach zapewniał mnie, że nic takiego nie jest potrzebne. No tak, ale Pan chciał mi wcisnąć Zieloną Kartę, a to właśnie jej nie potrzebujemy w tych krajach. Nie obeszło się bez chwili nerwów, bo gdzie my na dwa dni przed wyjazdem załatwimy upoważnienie i tłumaczenie. Na szczęście okazało się, że PZM Travel załatwia takie rzeczy od ręki. Po prostu mają odpowiednie druki a nie jak myślałam grupę tłumaczy i notariuszy :-))
Zostało jeszcze ubezpieczenie zdrowotne dla naszej trójki i wymiana pieniążków i możemy jechać.
Wyjechaliśmy o godzinie 7.45. Nie chciałam wyjeżdżać przesadnie wcześnie, bo znam siebie i wiem, że za parę godzin Morfeusz zacząłby mnie wołać w swoje objęcia. Oczywiście, ze mógł mnie zmienić Daniel, ale miałam ambicję przejechać trasę sama :-) (Udało się :-))
Trasa wybrana przez nas była super. Oprócz małego korka przed Częstochową udało nam się przejechać bez większych zgrzytów. No prawie.. Koniecznie chcieliśmy zatankować jeszcze w Polsce. Im bliżej granicy byliśmy tym bardziej nie było żadnej stacji. Włączyliśmy nawigację, żeby nam pokazała najbliższą i straciliśmy prawie godzinę na jazdę po Rybniku i okolicach. Koniec końców zatankowaliśmy i wróciliśmy do tego samego punktu gdzie zjechaliśmy. Godzina w plecy. Wskazówka: zawsze przy granicach po jednej i po drugiej stronie są stacje benzynowe :-) Przynajmniej na naszej trasie.
O godzinie 16.30 przekroczyliśmy granicę słowacko węgierską a łącznie po 11 godzinach od wyjścia z domu zaparkowaliśmy przed naszym hotelem.
Zmęczenie trasą tak naprawdę poczułam dopiero wjeżdżając do Budapesztu. Ale wtedy już grzecznie słuchałam jak prowadzi mnie nawigacja i wskazówki Daniela.
Po zameldowaniu się i krótkim odpoczynku stwierdziliśmy że pójdziemy jeszcze się przejść bo trzeba zjeść jakąś kolację. Przy okazji zobaczyliśmy gdzie jest metro i tramwaj - bardzo blisko. Szliśmy wzdłuż ulicy, przy której stały piękne acz bardzo zaniedbane kamienice z pozabijanymi wystawami, sklepami bankrutami. Taki sam widok miałam w pamięci po ostatniej wizycie. Zmęczeni i głodni trafiliśmy do Centrum Handlowego gdzie jak przystało na turystów zjedliśmy prawdziwie węgierską kolację :-)
Po powrocie do hotelu pad na łóżko i zasłużony sen :-)
A to widok z hotelowego okna.
Informacje praktyczne:
Wyjazd W-wa Tarchomin godzina 7.45
Granica polsko czeska - Gorzyczki godzina 13.25 - 435 km
Granica czesko słowacka - Bochumin - godzina 15.45 - 673 km
Granica słowacko-węgierska - Rajka - godzina 16.30 - 750 km
Budapeszt Hotel Sissi - godzina 18.45 - 938 km
Winiety kupione w PZM Travel
Czechy - 61,50 zł
Słowacja - 54,50 zł
Węgry - 67,50 zł
Upoważnienie do korzystania z samochodu - 40 zł
wersja węgierska - 12,30 zł
ubezpieczenie zdrowotne PZU dla trzech osób - 99,60 zł
KFC Budapeszt (dwa zestawy) - 3180 Ft - ok.45,18 zł
2 komentarze
Bardzo przydatni post dla wyjeżdżających na Węgry. Rzeczywiście zarówno na Słowacji, jak i na Węgrzech "ciężko" o hotel z parkingiem strzeżonym. Jakiś czas temu to przerabialiśmy, w końcu znaleźliśmy ale poza miastem.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń